Skuteczna regeneracja stawów za pomocą terapii regeneracyjnych i zabiegów operacyjnych
Od ponad tygodnia panuje piękna, mroźna zima. Dawno nie było tyle śniegu. Jest przepięknie. Ale biega się cholernie ciężko. Zwłaszcza interwały. Śnieg trzeszczy pod stopami. Co któryś krok nogi uciekają spode mnie na śliskiej nawierzchni. Każde przyspieszenie czuję w płucach. Wracam zmęczony po wyczerpującym biegu. Marzę o gorącej kąpieli. Nie muszę się martwić, bo już za chwilę wejdę do wanny. Ależ to luksus.
Przenoszę się myślami do prowincji Ghazni, w kierunku bramy północnej. Obładowani sprzętem, ruszaliśmy na wielokilometrowe patrole. Chodziliśmy sprawdzać drogi i pobocza w towarzystwie amerykańskich saperów z EOD, którzy szukali nawet najmniejszych śladów, mogących świadczyć o ukrytych ładunkach wybuchowych.
Mało kto jest świadomy, jak mroźne i śnieżne bywają zimy w Afganistanie. Byliśmy na to przygotowani więc nie zaskoczył nas padający śnieg. Była za to inna wilgotność, dzięki której w wolnym czasie, mogliśmy ulepić bałwana w samych krótkich spodenkach.
Przemierzaliśmy wyznaczone do sprawdzenia tereny metr po metrze. To nie były łatwe patrole. Jednak wspinaczka po zapierających dech w piersiach górach nie miała nic wspólnego z podziwianiem widoków.
Każdy krok to 100 % koncentracji, nie mogliśmy niczego przeoczyć. Ponad dwa tysiące metrów w górę, w śniegu do połowy ud. Na grzbiecie kamizelki kuloodporne, na głowach chełmy, w rękach karabinki. Dopóki działaliśmy nie było mowy o tym, by się poddać zmęczeniu, usiąść na chwilę i odsapnąć. Nigdy nie opuszczała mnie czujność bo świadomość ograniczeń jakie stwarzały warunki zewnętrzne w razie ataku była porażająca. Poza oczywistymi czynnikami takimi jak obciążenie sprzętem, chodzenie w śniegu po odkrytych, niczym nie osłoniętych terenach było mnóstwo drobnych elementów, przez które mielibyśmy dużo mniejsze szanse na wyjście obronną ręką z kontaktu ogniowego. Trudno uwierzyć, ale parujące okulary przeciwsłoneczne, które totalnie ograniczały widoczność czy kominiarka przez którą skroplona para i pot zalewały człowieka na cholernym mrozie mogły być rzeczami, przez które każdy z nas mógłby zginąć.
Na szczęście nic takiego się nie stało. Za to po każdym, zakończonym patrolu, ledwie wchodziliśmy do Rosomaka od razu zasypialiśmy. Zanim dotarliśmy do bazy, byliśmy nieźle zmarznięci bo pomimo ogrzewania w wozie, mokre mundury błyskawicznie nas schładzały. No i nie było szans na gorącą kąpiel w wannie.
Wracam do rzeczywistości. Zaraz wejdę do ciepłego domu, zrobię sobie zasłużoną kąpiel.
Jestem przyjemnie zmęczony po mocnym biegu. Po biegu bez bólu w kolanach, które najbardziej odczuły moje „afgańskie wycieczki” w zaśnieżone góry.
© odmladzaniestawow.pl 2016. Wszelkie prawa zastrzeżone.