Nie zawsze wszystko idzie po naszej myśli

Wczorajszy start w Stężycy z serii Garmin Iron Triathlon od samego początku miał dla mnie wiele niewiadomych, między innymi czy uda się być kolejny weekend w gazie.

Samo pływanie bez problemów. Wyszedłem drugi z wody między Robert Wilkowiecki Triathlon a Marcin Ławicki – Triathlon. Długi dobieg (i podbieg) do strefy zmian mocno dał w kość 😉 Na rowerze przez pierwsze kilometry goniłem Roberta i po 8 km zjechaliśmy się pierwszą trójką. W drugiej połowie pętli miałem wrażenie, że ekipa mocno przyśpieszyła, bo moc skoczyła o około 30 W i po kolejnych 10 km musiałem zwolnić, bo nie byłem w stanie tego utrzymać. Po wyścigu okazało się, że szczęka tylnego hamulca nie odskoczyła po hamowaniu i tarła resztę dystansu o koło . Na biegu wyraźnie czułem zmęczenie, nieocenione było wsparcie i doping kibiców, który dodawał mocy w cięższych chwilach na pętli. Bardzo Wam dziękuję, bo pogada bardziej zachęcała do siedzenia w domu lub samochodzie 😛

Na metę wbiegłem jako 4.! Znowu!

Na pocieszenie stanąłem na 1. miejscu w kategorii 🙂

W przyszły weekend nie startuję i zbieram siły na finał cyklu w Płocku, bo już nawet konferansjerzy na mecie wypominają mi, że oglądają mnie co tydzień! 😛